Nieznośny duch dosłowności

Jego debiutancki film zalewa potok słów. Problem w tym, że twórca nie ma tak naprawdę nic do powiedzenia. Lub po prostu nie potrafi tego wyartykułować.
Reżyser Norio Enomoto zdradził przed projekcją "Nieba za daleko" swoje twórcze credo. Jest nim dosłowność, która zdaniem Japończyka została wyparta z kina art house’owego przez metaforę. I rzeczywiście, jego debiutancki film zalewa potok słów. Problem w tym, że twórca nie ma tak naprawdę nic do powiedzenia. Lub po prostu nie potrafi tego wyartykułować.

Bohaterem "Nieba za daleko" jest Ken, student, który nie może dokończyć pracy nad filmem dyplomowym z powodu tragicznej śmierci swojej koleżanki – odtwórczyni głównej roli. Do nakręcenia została już tylko ostatnia scena. Mija rok. Pewnego dnia Ken zauważa na ulicy młodą kobietę zaskakująco podobną do zmarłej aktorki. Okazuje się, że to jej siostra bliźniaczka. Chłopak postanawia dokończyć film z jej udziałem.

Oglądając "Niebo za daleko" zastanawiałem się, dlaczego ten osobliwy film w ogóle znalazł się w programie Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Zakwalifikowany do Konkursu Wolny Duch sprawia pozory wartościowej wypowiedzi artystycznej dzięki pseudopoetyckiej otoczce. Jednak mam wrażenie, że zawdzięcza to wyłącznie stronie formalnej, której ostateczny kształt wynika raczej z ograniczeń realizacyjnych (film powstał dzięki finansowej pomocy najbliższych przyjaciół i lokalnych firm) niż świadomych decyzji reżysera.

Enomoto przez sto minut opowiada banalną historię o miłości i poczuciu winy, która – gdyby wyrzucić niepotrzebne dialogi – bez problemu zamknęłaby się w krótkim metrażu. Przesadnie refleksyjni bohaterowie ciągle rozmawiają, co gorsza wyrażają słowem nie tylko wszystkie swoje myśli i spostrzeżenia, lecz również to, co zwykle podlega komunikacji niewerbalnej (zamiast emocji na twarzach aktorów pojawiają się przerysowane miny rodem ze slapstickowych komedii). Gdy nawet pojawiają się jakieś drobne niedopowiedzenia, reżyser w kolejnej scenie brutalnie zabija je dosłownością, popadając w śmieszność.

To w gruncie rzeczy niezrozumiałe i absurdalne, że Enomoto z takim uporem unika metafory, gdy jest ona wręcz niezbędna. W końcu w opowiedzianej przez niego historii pełno jest – powiem najogólniej, starając się uniknąć zdradzania fabuły – metafizycznych odniesień.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones